22 lipca 2016

​ Z wiekiem odpuszczam.


                        
Najwyższe szpilki. 
Idealny makijaż. 
Dopracowana fryzura. 
Najlepsza sukienka. 
Uporządkowany dom = uporządkowane życie.
Perfekcyjnie ukończone studia. Idealna praca.

Ciągła presja. Przejmowanie się tym, co ludzie powiedzą. I mantrowanie w kółko tego samego, aż do porzygu - że wciąż jest niewystarczająco. Wciąż czegoś brakuje. 
Dla kogo to wszystko? Ten ciągły bieg? Dla siebie czy ludzi?

Tak było kilka lat temu. A jak jest teraz...? Z WIEKIEM ODPUSZCZAM. Bo wszystkim nie sprostam. 
Najprostszy przykład...?

Wnet stuknie mi 30-stka. Ale wyglądam młodo. Czy to upoważnia inne osoby do udzielania mi rad...? No chyba nie. Nienawidzę wchodzenia z butami w moje prywatne życie. I tak - dziś będzie hejt. Bo im dłużej żyję - tym bardziej nie rozumiem ludzi. I im jestem starsza, tym mniej mi się chce. Mam dość udawania, że jestem idealna. Nie jestem. I nie twierdziłam nigdy, że posiadłam wiedzę tajemną odnośnie do wychowywania dzieci. Ale nie wpie**alam się nikomu w życie. 

Od czego najczęściej rozpoczyna się tzw. gównoburza? 
Proszę, łapcie:

"Ty jeszcze śpisz z dzieckiem...?"
"Dziecka się nie nosi, ma nogi!"
"Jak to się sam nie potrafi bawić...?!"
"Jeszcze nie mówi...?!"
"Będziesz kiedyś płakać!"

Nie będę. Moje dziecko jest szczęśliwe. 



Biega, krzyczy, chłonie świat całym sobą i nie zamierzam tłamsić w nim całych pokładów emocji, których w danej chwili doświadcza. I jeżeli w trakcie zabawy ma ochotę wskoczyć mi na plecy i okładać piętami niczym konia - nie zrzucę go z siebie z rykiem, że "matkę należy szanować!" - tylko pogalopuję po pokoju. By tylko usłyszeć jego śmiech.


Kiedyś z takimi osobami wchodziłam w polemikę. Ale tak wspomniałam już wcześniej - nie chce mi się. Bo z buraka orchidei nie zrobię.

Do czego jeszcze dorosłam...?

Z wiekiem coraz częściej zamieniam szpilki na trampki, a seksowne sukienki na jak to określa moja mama "menel style". 




I w końcu czuję się wolna. Nie czuję się wtłoczona w ramy, które mnie uwierają. Mam ochotę na tatuaż? To go robię. Mam ochotę ubrać siebie i dziecko na czarno? Robię to. I nie. Nie jest to wyraz buntu. 
TO JESTEM JA.




4 komentarze:

  1. Anonimowy7/29/2016

    hahaha :)
    Jak się cieszę, że tu trafiłam! Wszystko prawda!!!
    Ja też do pewnych rzeczy musiałam dorosnąć. Ale najlepiej chyba faktycznie miło się uśmiechnąć i puścić "dobre rady" w niepamięć. I chyba najzdrowiej.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba ostatnio nawet się nie uśmiecham - po prostu udaję, że te słowa nie padły ;)

      Usuń
    2. Anonimowy7/29/2016

      Też sposób!
      A chłopczyka masz ślicznego :)

      Usuń
    3. Zapunktowałaś ;)
      Dziękuję!

      Usuń