W swoim życiu umierałeś tak wiele razy, że nikt z nas nie wierzył, że to naprawdę może kiedykolwiek nastąpić.
Tym razem jednak było inaczej. Chyba zaskoczyłeś sam siebie.
Byłeś człowiekiem żyjącym na krawędzi - nieustannie balansowałeś pomiędzy życiem a śmiercią.
Na zawsze zachowałeś wiarę. Wierzyłeś we mnie, choć ja sama nie miałam na to siły.
Odchodziłeś i wracałeś później wiele razy.
Przez 10 lat. Tyle czasu byłeś dla mnie jak Ojciec.
Żyliśmy jak na karuzeli. Wielokrotnie przewracałeś moje życie do góry nogami, podsuwałeś sny o rewolucji, niszczyłeś, budowałeś, uczestniczyłeś, pomagałeś, wspierałeś i zachęcałeś. A czasem po prostu milczałeś i czekałeś jakie decyzje podejmę.
Człowiek z pasją. Z ogniem w sercu. Ten żar, pomimo zmęczenia - tlił się do samego końca.
6 lat temu z okazji urodzin życzyłam Ci, byś "umarł w podeszłym wieku, syty życia, bogactwa i chwały.."
A wczoraj stałam nad Twoją trumną. I trzymałam Cię za rękę.
Nie tak miało być Marku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz