23 grudnia 2014

Świąteczny armagedon

O tym, jak bardzo nie lubię świąt możecie przeczytać TU. 

źródło
Ku rozczarowaniu wszystkich psychologów powiem, że wcale nie bierze się to stąd, że dorastałam w rozbitej rodzinie, byłam biedna, samotna i niekochana. Bzdura! Dzieciństwo miałam niesamowicie udane, a z obojgiem rodziców do dziś trzymam sztamę. Po prostu tak mam - NIE LUBIĘ i już.

Od lat nic się u mnie w tej kwestii nie zmieniło, pomimo usilnych starań Męża-Mojego-Doskonałego, który od kiedy pamiętam  robi co tylko może, by zmienić moje hejterskie nastawienie do tego tematu. Owszem, ubiegłoroczne święta były miłe - bo spędzone razem, ale wciąż nie zmienia to faktu, że nienawidzę tej całej "świątecznej" otoczki.


W sklepach istny armagedon, bezwzględnie tratujący się ludzie, kilometrowe kolejki do kasy i ta cała przedświąteczna bieganina, która sprawia, że w tym okresie mam ochotę zakopać się głęboko pod kocem i wyjść z niego dopiero po nowym roku.

Naiwnie myślałam, że teraz będzie inaczej,  przecież urodził się Aleksander,  będzie to jego pierwsza Gwiazdka, a zarazem pierwsze święta organizowane u nas.
Niestety, nic z tych rzeczy. Śniegu jak nie było, tak nie ma, pogoda dochodziła ostatnio do 10 stopni in plus, do Wigilii pozostało jakieś, hmmm... półtora (!) dnia, a ja wciąż nie czuję magii świąt. Nie popadłam w szał pakowania, nie myłam okien dla Jezuska i nawet Coca-cola na stole mi nie pomogła. Zapewne, bierze się to stąd, że jestem tak zaabsorbowana opieką nad moim małym, słodkim człowieczkiem, że jedynie jego śpioszki w (kiczowate!) reniferki przypominają mi o  nadchodzącym świątecznym czasie.

Choć w sumie nie tylko śpioszki... Ostatnio w samym centrum miasta gonił mnie... Bałwan. Tak. Właśnie Bałwan. Powiedział (on mówił, o zgrozo!!!), że chce się tylko przywitać. Tylko!!! Zaraz za nim biegł Mikołaj, a za nimi... Skrzat. Zielony. Myślałam już, że postradałam zmysły. Kiedy ochłonęłam, okazało się, że trafiłam w sam środek Kiermaszu Świątecznego... Nienawidzę takich eventów. Lampek, reniferów ze słomy i kolęd, granych na każdym rogu ulicy. A że nikt nie uwierzyłby, gdybym powiedziała, że rozmawiałam ze Skrzatem...

Proszę bardzo - oto zdjęcie :


Także, tego ... Chyba jeszcze (?!) nie zwariowałam...

2 komentarze:

  1. Masz prawo nie lubić świąt, Twoje argumenty nawet mnie przekonują. :)
    Mimo to wierzę, że spędzisz ten czas miło! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sylwia, na szczęście już po :)

    OdpowiedzUsuń