Od zawsze należałam do tej części ludzkości, która nie czeka na święta, a na to, kiedy się skończą.
Nie lubię świąt. Nie lubię również tej całej przedświątecznej bieganiny. Kiczowate oświetlenia okien, balkonów i ulic, renifery na wystawach sklepów i latające w hipermarketach Mikołaje. A wszystko to okraszone dennymi, świątecznymi piosenkami. Wszystko to sprawia, że na czas świąt - mam ochotę zaszyć się w leśnej głuszy.
Mało tego - zamiast chwili odpoczynku są obowiązkowe (!) wizyty, telefony i te cholerne (!!!) życzenia. Deprymujące, irytujące i często zakłamane.
Całe grono ciotek - klotek, które przy każdej okazji, życzą mi "pociechy z Męża" i "ślicznego dzidziusia" - najchętniej bym rozszarpała na drobne kawałki. Gdybym nie miała "pociechy z Męża", najprawdopodobniej nie bylibyśmy razem, a skoro tyle czasu po ślubie, nie dorobiliśmy się jeszcze "ślicznego dzidziusia", to albo nie chcemy, albo nie możemy. Proste...?!
Powtarzanie tych wszystkich wyświechtanych zwrotów i trywialnych formułek, podczas dzielenia się opłatkiem, jest dla mnie żenujące, krepujące i najchętniej w tym momencie pragnęłabym zapaść się pod ziemię.
Świątecznych potraw też nie lubię. Zwykle ratują mnie wówczas pierogi Babci i mandarynki, ale nie zmienia to faktu, że po dwóch dniach jedzeniowej katorgi mam ochotę na najzwyklejsze frytki i pizzę.
Ponadto - zero we mnie zamiłowania do świątecznych tradycji. Choinkę mam w domu, nie dlatego, że trzeba, tylko dlatego, że nie cierpię spędzać wieczorów w świetle jarzeniówek, a złoty poblask lampek robi niezły klimat na dłuuuugie, zimowe wieczory ;)
Tak, wiem - jestem dziwna i nic na to nie poradzę.
W moim IDEALNYM świecie, święta obchodziłabym w (mega!) skromnym gronie ludzi, z którymi naprawdę chcę je spędzić. Niekoniecznie z rodziny. W drewnianej, górskiej chacie, na kompletnym zadupiu, z daleka od cywilizacji.
Oznaczałoby to :
- zero sprzątania (bo po cholerę, skoro i tak nikt na to odludzie nie wpadnie...?)
- zero strojenia się (no chyba, że w pończochy, dla Męża) :P
- zero prezentów (prezentem byłby sam wyjazd)
Kominek, puchaty, biały dywan, grzane wino i rekax. W przerwach - chrupałabym pistacje, grając w TALISMAN : Magię i Miecz - z mężczyzną mojego życia.
Ekhm... Już widzę jak Korona Władzy należy do mnie :D
Mocne!
OdpowiedzUsuńJa poza kiczem lubię Święta. Łapię tę moc, jara mnie to:) Tylko nie sprzątam. Sprzątam na wiosnę i zimę, nie na Święta (trochę przed, dużo po^^)
Mnie bez wątpienia zajarało 2 kg więcej na wadze... Do dziś nie wiem, jak ja to zrobiłam :/
UsuńŻyczenia podczas Wigilii z całą rodzinką faktycznie można by było sobie odpuścić... są zarówno krępujące jak i momentami żenujące .. :(
OdpowiedzUsuńJa święta obchodziłam w gronie minimalnym - ja, dziecko, jego ojciec, pies. Zakupy na Wigilię robiłam na godzinę przed zamknięciem sklepów 24 grudnia. Po 2h leniwych przygotowań zasiedliśmy do stołu, zjedliśmy, wypiliśmy wino, daliśmy synowi prezent i obejrzeliśmy "Księżniczkę Mononoke". Koniec świąt,
OdpowiedzUsuńI takie święta lubię najbardziej :) Bez spiny i zbędnej bieganiny!
Usuń