29 października 2013

Na pohybel

Dopadnięta przez wstrętne choróbsko, zmuszona zostałam zrezygnować z urlopowych planów. 

Tak więc : cierpiąca, jęcząca i umierająca mam przykazane (przez cały, dłuuuugi tydzień!) wygrzewać się pod kocem. O zgrozo.

Miła Pani doktor, zezwoliła mojemu przerażonemu Mężowi (kiedy tylko coś mi się przytrafia, On ma już wizję pogrzebu i wieńców pożegnalnych!), wyprowadzać mnie w cieplejsze dni na krótki spacer (a co to ja, pies jestem?!!! Mam może jeszcze merdać ogonem w podzięce...?!) 

Na pohybel, wbrew panującym standardom, że kiedy chorujesz - snujesz się po domu w rozciągniętej, flanelowej piżamie w zielone żabki (o nieee, tego mój P. by chyba nie przeżył!!!) wystroiłam się w swoją ulubioną, złotą sukienkę : 



Nic to, że jest wietrznie, deszczowo i nie mogę wyjść z domu. Nic mi nie stoi na przeszkodzie. Nic mnie nie ogranicza. Chcieć to móc. 

Jest królewski wtorkowy wieczór, a ja jestem księżniczką. 

Tyle. 
Uzbrojona w kubek parującej herbaty z miodem, idę dalej oddawać się kontemplacji i obmyślaniu planu zdobycia świata.







3 komentarze:

  1. Boś Ty przecież Ancymonka;) Kuruj się zatem i obmyślaj, co trzeba:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na to bym nie wpadła :) Mój mąż by padł ze szczęścia, gdybym tak seksownie chorowała :P

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha xD niezłą zaskoczkę mąż musiał mieć ;)

    OdpowiedzUsuń