19 października 2013

Pornos na papierze, którym gardzą tłumy

Szczerze powiedziawszy, do momentu otrzymania tabletu, byłam sceptycznie nastawiona do tego rodzaju sprzętu.
Tym bardziej - również i osławiony czytnik e-booków nigdy nie był czymś, o czym marzyłam.

Książka dla mnie powinna mieć zapach, delikatne strony, które można przewracać, delektując się fakturą papieru i słodkim ciężarem w dłoni.

Ale - jako, że wkroczyliśmy dumnie w XXI wiek - wszystkiego trzeba w życiu spróbować ;)
Do celów zapoznawczych z nowym nabytkiem techniki - posłużył mi jedyny e-book, którego miałam na komputerze pod ręką...




Książka, której nikomu nie trzeba przestawiać. Seks, kajdanki, Czerwony Pokój Bólu, tajemniczy młody miliarder skrywający mroczną przeszłość i naiwna studentka, odkrywająca w sobie "nienasyconą, wewnętrzną boginię seksu" - od samego początku wydawało mi się, że owa historia będzie podobna do wydanej kilka lat temu sagi "Zmierzch".  Z tą drobną różnicą, że w wersji hard.

Książka ta, otaczała mnie zewsząd. W Empiku wyeksponowana była do tego stopnia, że przy każdym wejściu do sklepu musiałam zahaczyć torbą o regał z całą trylogią. 
Z czystym sumieniem mogę przyznać, że to przez tablet ta cała męka. "O Święty Barnabo", istna (!) droga przez mękę!

Tak naprawdę to nie wiem, od czego zacząć. Nie rozumiem fenomenu tej książki. Nie rozumiem, jak mogła stać się światowym bestsellerem.

To książka z całą pewnością kontrowersyjna i z tym nie mam zamiaru dyskutować. Jak powszechnie wiadomo - seks zawsze się sprzedaje. Ale czy naprawdę zasługuje na to, by być światowym bestsellerem? NIE, NIE  i jeszcze raz NIE!

Cholera jasna, to nie jest żadna powieść, tylko zwykły romans, tyle, że posypany pierzem!


W zasadzie "powieść" trzyma w ryzach tylko postać Christiana Greya, którego historię (na szczęście!) autor  powoli odkrywa. Bogaty dzieciak w ciele mężczyzny, uciekający od miłości, skrzywdzony w dzieciństwie, z tajemniczymi bliznami na ciele...

Jeżeli zaś chodzi o Anastasię... Hmm... Laska w intymnych sytuacjach prowadzi wewnętrzne monologi pomiędzy : własnym Ja, swoją Podświadomością [która stale zerka groźnie znad okularów], oraz Wewnętrzną Boginią [która to większość czasu spędza na szezlongu, ożywia się wyłącznie w towarzystwie Christiana]. Zapewne zbyt zdrowa psychicznie nie jest.

Moje czytanie wyglądało więc tak: 
  • teatralnie przewracałam oczami 
  • byłam zażenowana (co ja czytam?!)
  • dosłownie powalały mnie teksty w stylu : „O święty Barnabo!”, orgazmiczne "rozpadanie się na kawałki" oraz "sardoniczne spojrzenia"
  • wołałam Męża i śmialiśmy się razem

Reasumując - przynajmniej przekonałam się, czym ekscytuje się świat.
Jak powiedziało się "A" - trzeba powiedzieć i "B", więc za kolejna część zabieram się wnet.



3 komentarze:

  1. Muszę się za to zabrać, bo wszyscy o tym mówią, a ja nadal nie wiem o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego samego powodu się za nią zabrałam...

      Usuń
  2. Mam bardzo podobne wrażenia. Swoje czytanie zakończyłam w połowie... Też nie rozumiem jak mogło stać się to bestsellerem, podczas gdy ludzie śmieją się z harlequinów (mówiąc że to czytadła dla kur domowych), a moim zdaniem to i Grey to to samo.

    OdpowiedzUsuń