11 października 2012

jedności na przekór...

Cichy kryzys. Bolesny, dotykający głębi.
Szykują się zmiany w moim życiu i nie jestem do końca pewna, czy jestem na nie gotowa...
Mam wrażenie, że wnet zostanę wepchnięta w ramy i schematy, których tak naprawdę do końca nie czuję, ale zdaję sobie sprawę, że zmiany te będą dobre dla mnie.

Zmiany... Nie lubię tego słowa. To one zazwyczaj przerywają codzienną rutynę, potrafiąc doprowadzić do kompletnego chaosu. Najbardziej na świecie potrzebuję poczucia bezpieczeństwa, a zmiany niosą ze sobą niepewność jutra. 

Marzę o jednym dniu spędzonym z Mężem. Bez ciągłego pośpiechu i innych ludzi.

Marzę, by obudzić w sobie tamtą dziewczynę, którą byłam na początku.

Wizja mnie samej przed natłokiem wydarzeń i obowiązków, którym musiałam podołać i które dopiero nadejdą sprawia, że czuję się cieniem mnie samej sprzed kilku lat, z planami i pragnieniami w sercu.

Czuję, że się wypalam. Teatr, który gram przed ludźmi, powoli staje się groteskowy...


Potrzebuję wsparcia. A nie tylko słów, którym nie potrafię sprostać...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz