Leniwa sobota.
Przepełniona słońcem i spadającymi liśćmi.
Powoli nadchodzi jesień. A mnie jak co roku nachodzi melancholia. Jestem niespokojna.
I ta niesforna plątanina myśli w mojej głowie...
Odnoszę wrażenie, że nie potrafię pewnych spraw w swoim życiu doprowadzić do końca. I nie czuję się z tym dobrze... Moja nietknięta od lipca praca magisterska domaga się skończenia. A ja nie jestem w stanie dokończyć tego, co planowałam.
Jestem zmęczona natłokiem spraw.
Dzisiejszy wieczór przebiega rodzinnie. Z Warszawy przyjechał brat Męża. Patrzę na nich i pomimo całego ogromu przeciwieństw - widzę lustrzane odbicia - te same gesty, mimikę.
Zastanawiam się ostatnio, jak będzie wyglądać nasze dziecko. A moment, kiedy wyłapuję myśli tego rodzaju mnie wręcz przeraża. Jeszcze nie czas na rozważania tego typu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz